z dzieciństwa odchodzi, świat moich rodziców, dziadków zaciera się. Ile okien miał dom mojej prababki? Jakiego koloru była jej codzienna sukienka? Co gotowała dzieciakom na śniadanie?
Nie wiem.
Ostatnia szansa, by zebrać te strzępki w historię rodzinną, choć nie do końca prawdziwą. Bo nie o prawdę historyczną mi chodzi,
a na pewno nie tylko o nią. Szukam kolorów, smaków, emocji.
Lęku i perlistego śmiechu. Detali tożsamości, detali codzienności.
Będą to zapiski o świecie. Opowiedzianym z pokolenia na pokolenie. Zasłyszanym, wyobrażanym, poszukiwanym.Rodzinnym- bliskim i dalekim. Rodzinnym, sąsiedzkim. Znajomym i niepokojąco tajemniczym.
Moim świecie, szczególnie tym, który odchodzi bezszelestnie i na palcach...
Pamięć trwa cztery pokolenia.
Cztery. Tylko cztery.
Kiedy żyjemy pełnią życia, nie myślimy o tym. Zdaje się
nam,
że do końca świata ktoś będzie o nas opowiadał, wspominał, przytaczał
anegdoty. Chciałabym w to wierzyć. Ale jak, skoro ja, tak chętnie słuchająca
burzliwych opowieści o moich przodkach, tak mało o nich wiem.
Ulatują imiona, miejsca, zdjęcia żółkną, giną bezpowrotnie a z nimi my. To
naturalna kolej rzeczy,
w końcu nie jesteśmy bohaterami
narodowymi, poetami, wynalazcami, artystami… Nie znajdzie się dla nas miejsce w
encyklopedii, nikt nie nazwie ulicy naszym imieniem, gołębie nie siądą na
naszym pomniku, a jednak…
To
nie pycha i duma, ale sądzę, że moja rodzina, moi przodkowie, nasze historie są
wyjątkowe. Nikt z moich przodków nie wynalazł wprawdzie prochu, nikt nie namalował
dzieła, które wisiałoby teraz w Luwrze, nikt nie przewodził żadnemu powstaniu
narodowemu. A mimo to wszyscy jesteśmy wyjątkowy. Wyjątkowi dla nas samych.
Kochamy nasze historie, strzępki rozmów, zapamiętane miejsca, zapachy, obrazy.
Co może łączyć mnie z jakąś prababką, praciotką, stryjenką? To może ckliwe i
tandetne, ale łączy nas zwariowany temperament, niepohamowana wyobraźnia, słone
łzy, pacierz, którego nauczyli nas rodzice, perlisty śmiech i historie właśnie,
które coraz krótsze, odleglejsze jeszcze się w nas tlą, jeszcze żyją.
Jestem Anna, córka Ewy i Józefa, wnuczka Stanisławy
i Antoniego Karola,
siostra Katarzyny, matka Karoliny. Kto będzie o mnie pamiętał za 78 lat?
Boję się pisać, bo nie potrafię chyba zmyślać historii. Owszem,
ubarwiać, koloryzować, podrasowywać, sztukować tak, ale nie snuć nowej
historii. Jeszcze nie. Nie dziś. To co we mnie mówi, to historie prawdziwe. O
mnie , o tobie, o nas. O ciotkach, wujkach i kuzynach. O mamie i tacie. O
dziadku, siostrze i córce. One we mnie kipią, wrą, rosną jak drożdżowy zaczyn.
Boję się pisać, bo tak jak w życiu nie wszystko jest piękne, ciepłe,
harmonijne. Tyle żalu i tyle rozczarowań, tyle przeprowadzek, tyle straconych
złudzeń. Często historie, które znam mają cierpki posmak niedojrzałych
papierówek, dymu ogniska w pochmurne popołudnie, czasem zapach szpitala,
rozgrzanej gromnicy, mdły zapach śmierci.
To takie oczywiste powiecie! Tak jest w
każdej opowieści,
w każdej rodzinie, w każdym filmie. Tak, to prawda. Ale nie
każda opowieść jest moja, nie bolą mnie tak bardzo tragedie innych rodzin, a
zapach śmierci obcych nie ściska mi
gardła, tak, że nie mogę oddychać.
Opowiadać historię o innych jest chyba
łatwiej. Tyle można im wybaczyć, wzruszyć się z nimi, być z nich dumnym,
rozgrzeszyć ich wspaniałomyślnie.
Trudno pisać o swoich słabościach, złośliwości,
żalach. To naprawdę boli. Nie mogę jednak pisać tylko o tych cudownych
chwilach. Historia byłaby niekompletna. Szybko byście się znudzili. Prawda jest
trudna, ale mam wrażenie że w jakiś sposób oczyszcza. Dziś dojrzałam żeby
napisać cząstkę historii o mnie, mojej rodzinie, moim świecie. Będzie to
opowieść niezwykle nieobiektywna. Opiszę to co ja czuję, jak ja to widzę, choć
wiem, że tyle jest prawdziwych historii, ile ludzi, którzy ją opowiadają…
Nie doszukujcie się w niej chronologii,
suchych faktów, tylko prawdziwych wydarzeń. Ciągle coś mi się przypomina, coś
szarpie, rozśmiesza. Ktoś puka do mojej pamięci, przewijają się obrazy niczym
fotografie, filmy, grube księgi.
To dziwne i śmieszne, niektóre historie
pamiętam tak szczegółowo, z detalami, które nie miały znaczenia, wzorami na sukienkach,
kolorami mijanych witryn sklepowych, smakami chrupanych precli, uśmiechami,
oczami, które na mnie patrzyły, podczas, gdy nie pamiętam wielu innych. Jakże
ważnych przecież dla mojej rodziny, dla mnie.
Nie zdziwcie się, że historie będą pachniały
zsiadłym mlekiem, gulaszem z rondla, soczystymi jabłkami, gruszkami
i śliwkami
z wielkiego, nieprzepastnego sadu moich dziadków, którego już nie ma, tytoniem
z fajki mojego ojca, winem i gorącym chlebem z naszej maleńkiej, wiejskiej
piekarni.
Trochę mi wstyd pisać. Bo przecież, gdyby
ludzie czytali ze zrozumieniem, nie musieli by tle pisać. Piszę dla siebie. Ale
jeśli dotarłeś Czytelniku do tego miejsca, to istnieje prawdopodobieństwo, że
piszę również dla Ciebie…
No dla mnie z pewnością. Bardzo mi się podoba ten pomysł/projekt. Powodzenia! Słucham właśnie "Trzeszczącej Płyty" Piotra Kaczkowskiego i w głowie wirują mi wspomnienia o mnie i mojej rodzinie, moich przodkach. Powodzenia Ania!
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa. Utworzyłam konto na fb mojego bloga, bo wierzę, że uda się zebrać więcej historii, zdjęć, pamiątek. Detali tożsamości innych rodzin, którzy tak jak ja czują potrzebę ocalenia tych skrawków od zapomnienia. I tak jak ja w historiach rodzinnych szukają siebie :)
OdpowiedzUsuń