wtorek, 20 listopada 2012

Pamięć trwa cztery pokolenia

Coraz częściej szukam się we wspomnieniach.Świat, który znam 
z dzieciństwa odchodzi, świat moich rodziców, dziadków zaciera się. Ile okien miał dom mojej prababki? Jakiego koloru była jej codzienna sukienka? Co gotowała dzieciakom na śniadanie? 
Nie wiem. 
Ostatnia szansa, by zebrać te strzępki w historię rodzinną, choć nie do końca prawdziwą. Bo nie o prawdę historyczną mi chodzi, 
a na pewno nie tylko o nią. Szukam kolorów, smaków, emocji. 
Lęku i perlistego śmiechu. Detali tożsamości, detali codzienności.
Będą to zapiski o świecie. Opowiedzianym z pokolenia na pokolenie. Zasłyszanym, wyobrażanym, poszukiwanym.Rodzinnym- bliskim i dalekim. Rodzinnym, sąsiedzkim. Znajomym i niepokojąco tajemniczym.  
Moim świecie, szczególnie tym, który odchodzi bezszelestnie i na palcach...

Pamięć trwa cztery pokolenia. Cztery. Tylko cztery. 
Kiedy żyjemy pełnią życia, nie myślimy o tym. Zdaje się nam, 
że do końca świata ktoś będzie o nas opowiadał, wspominał, przytaczał anegdoty. Chciałabym w to wierzyć. Ale jak, skoro ja, tak chętnie słuchająca burzliwych opowieści o moich przodkach, tak mało o nich wiem. Ulatują imiona, miejsca, zdjęcia żółkną, giną bezpowrotnie a z nimi my. To naturalna kolej rzeczy,
w końcu nie jesteśmy bohaterami narodowymi, poetami, wynalazcami, artystami… Nie znajdzie się dla nas miejsce w encyklopedii, nikt nie nazwie ulicy naszym imieniem, gołębie nie siądą na naszym pomniku, a jednak…
    To nie pycha i duma, ale sądzę, że moja rodzina, moi przodkowie, nasze historie są wyjątkowe. Nikt z moich przodków nie wynalazł wprawdzie prochu, nikt nie namalował dzieła, które wisiałoby teraz w Luwrze, nikt nie przewodził żadnemu powstaniu narodowemu. A mimo to wszyscy jesteśmy wyjątkowy. Wyjątkowi dla nas samych. Kochamy nasze historie, strzępki rozmów, zapamiętane miejsca, zapachy, obrazy. 
Co może łączyć mnie z jakąś prababką, praciotką, stryjenką? To może ckliwe i tandetne, ale łączy nas zwariowany temperament, niepohamowana wyobraźnia, słone łzy, pacierz, którego nauczyli nas rodzice, perlisty śmiech i historie właśnie, które coraz krótsze, odleglejsze jeszcze się w nas tlą, jeszcze żyją.
   Jestem Anna, córka Ewy i Józefa, wnuczka Stanisławy 
i Antoniego Karola, siostra Katarzyny, matka Karoliny. Kto będzie o mnie pamiętał za 78 lat?
   Boję się pisać, bo nie potrafię chyba zmyślać historii. Owszem, ubarwiać, koloryzować, podrasowywać, sztukować tak, ale nie snuć nowej historii. Jeszcze nie. Nie dziś. To co we mnie mówi, to historie prawdziwe. O mnie , o tobie, o nas. O ciotkach, wujkach i kuzynach. O mamie i tacie. O dziadku, siostrze i córce. One we mnie kipią, wrą, rosną jak drożdżowy zaczyn. Boję się pisać, bo tak jak w życiu nie wszystko jest piękne, ciepłe, harmonijne. Tyle żalu i tyle rozczarowań, tyle przeprowadzek, tyle straconych złudzeń. Często historie, które znam mają cierpki posmak niedojrzałych papierówek, dymu ogniska w pochmurne popołudnie, czasem zapach szpitala, rozgrzanej gromnicy, mdły zapach śmierci.
     To takie oczywiste powiecie! Tak jest w każdej opowieści, 
w każdej rodzinie, w każdym filmie. Tak, to prawda. Ale nie każda opowieść jest moja, nie bolą mnie tak bardzo tragedie innych rodzin, a zapach śmierci  obcych nie ściska mi gardła, tak, że nie mogę oddychać.
    Opowiadać historię o innych jest chyba łatwiej. Tyle można im wybaczyć, wzruszyć się z nimi, być z nich dumnym, rozgrzeszyć ich wspaniałomyślnie.
     Trudno pisać o swoich słabościach, złośliwości, żalach. To naprawdę boli. Nie mogę jednak pisać tylko o tych cudownych chwilach. Historia byłaby niekompletna. Szybko byście się znudzili. Prawda jest trudna, ale mam wrażenie że w jakiś sposób oczyszcza. Dziś dojrzałam żeby napisać cząstkę historii o mnie, mojej rodzinie, moim świecie. Będzie to opowieść niezwykle nieobiektywna. Opiszę to co ja czuję, jak ja to widzę, choć wiem, że tyle jest prawdziwych historii, ile ludzi, którzy ją opowiadają…
      Nie doszukujcie się w niej chronologii, suchych faktów, tylko prawdziwych wydarzeń. Ciągle coś mi się przypomina, coś szarpie, rozśmiesza. Ktoś puka do mojej pamięci, przewijają się obrazy niczym fotografie, filmy, grube księgi. 
To dziwne i śmieszne, niektóre historie pamiętam tak szczegółowo, z detalami, które nie miały znaczenia, wzorami na sukienkach, kolorami mijanych witryn sklepowych, smakami chrupanych precli, uśmiechami, oczami, które na mnie patrzyły, podczas, gdy nie pamiętam wielu innych. Jakże ważnych przecież dla mojej rodziny, dla mnie.
        Nie zdziwcie się, że historie będą pachniały zsiadłym mlekiem, gulaszem z rondla, soczystymi jabłkami, gruszkami 
i śliwkami z wielkiego, nieprzepastnego sadu moich dziadków, którego już nie ma, tytoniem z fajki mojego ojca, winem i gorącym chlebem z naszej maleńkiej, wiejskiej piekarni.
         Trochę mi wstyd pisać. Bo przecież, gdyby ludzie czytali ze zrozumieniem, nie musieli by tle pisać. Piszę dla siebie. Ale jeśli dotarłeś Czytelniku do tego miejsca, to istnieje prawdopodobieństwo, że piszę również dla Ciebie…

2 komentarze:

  1. No dla mnie z pewnością. Bardzo mi się podoba ten pomysł/projekt. Powodzenia! Słucham właśnie "Trzeszczącej Płyty" Piotra Kaczkowskiego i w głowie wirują mi wspomnienia o mnie i mojej rodzinie, moich przodkach. Powodzenia Ania!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za miłe słowa. Utworzyłam konto na fb mojego bloga, bo wierzę, że uda się zebrać więcej historii, zdjęć, pamiątek. Detali tożsamości innych rodzin, którzy tak jak ja czują potrzebę ocalenia tych skrawków od zapomnienia. I tak jak ja w historiach rodzinnych szukają siebie :)

    OdpowiedzUsuń